niedziela, 3 grudnia 2017

Liga Sprawiedliwości


W poprzednim wpisie opisałem w skrócie burzliwą historię uniwersum DC Films (tzw. DCEU). Teraz, spokojny, że zapewniłem czytelnikom kontekst, zapraszam do czytania właściwej recenzji najbardziej oczekiwanego filmu 2017 roku, Ligi Sprawiedliwości (JL).

 
Plakaty promocyjne przedstawiające poszczególnych bohaterów. Zwróćcie uwagę na brak Supermana - jego obecność miała być niespodzianką.
W największym skrócie: film jest „okej”, jest dostarczającym rozrywki (ang. fun) filmem akcji. Jeśli jesteś fanem lekkich i zabawnych filmów Marvela, Liga Sprawiedliwości też ci się spodoba. I na tym mógłbym zakończyć swój wywód, ale jako że jestem „fanbojem” Zacka Snydera i DCEU, muszę rozpisać się bardzo szczegółowo.


Zacznę od tego, co doskwiera najbardziej, co po prostu muszę wyartykułować na samym początku.

Największą wadą jest to, że jest po prostu za krótki i WSZYSTKIE wątki zostały potraktowane po łebkach. Przez to nic nie satysfakcjonuje, wszystko pozostawia niedosyt. W filmie jest aż 6 głównych postaci i każda dostaje krótkie wprowadzenie, ale… to za mało. Właściwie nie wiemy nic o postaciach, ich historiach (tzw. backstory) i motywacjach.

Głównym motywem jest walka przeciwko Steppenwolfowi i jego żołnierzom - potwornym parademonom - którzy przybywają na Ziemię by zdobyć trzy artefakty („Mother Boxy”) i użyć ich, by zmienić naszą planetę w płonące piekło. Bruce Wayne (Batman) i Diana Prince (Wonder Woman) „zbierają ekipę” podobnych im „metaludzi”, by wspólnie stawić czoła wrogom. Tymi bohaterami są: Victor Stone (Cyborg), Barry Allen (Flash) i Arthur Curry (Aquaman). Są to znane od dawna postaci z komiksów DC, a tak w ogóle Liga Sprawiedliwości to słynna, ikoniczna drużyna bohaterów. Wywarła wielki wpływ na amerykańską kulturę, o wiele większy niż Avengers Marvela i praktycznie WSZYSCY w Ameryce tę ekipę kojarzą.


Wonder Woman walcząca ze Steppenwolfem i dwoma paredemonami.
Steppenwolf jest podobno zagrożeniem na planetarną skalę, ale nie wiadomo dlaczego. Z tego, co widzimy na filmie, Steppenwolf dosłownie nie robi nic złego. Jedyne co, to kradnie 3 pudełka (których znaczenie jest nieznane) i oplątuje jakieś rosyjskie miasteczko (opuszczone i zrujnowane, wygląda jak Czarnobyl) magicznymi mackami i otacza je polem siłowym. W ogóle nie widać, dlaczego miałby zagrażać Ziemi i dlaczego bohaterowie z nim walczą. Tylko Wonder Woman słyszała coś o nim z przekazów Amazonek, ale pozostali bohaterowie nie mają powodu by narażać życie by z nim walczyć. Pojawia się też pytanie, dlaczego Steppenwolf wrócił na Ziemię akurat teraz i o co w ogóle chodzi z tymi pudełkami, jaka tkwi w nich moc. I tutaj pojawia się następująca kwestia. Otóż ja znam odpowiedzi na te pytania. Ale nie znam ich z filmu. Odpowiedzi przynosi… trailer, a także usunięte sceny. W trailerze Steppenwolf mówi: „No Kryptonian, no Lanterns”, co oznacza, że teraz jest dobry moment na atak, bo teraz Ziemia jest bezbronna: Superman nie żyje, a w okolicy nie ma żadnego Green Lanterna. Ponadto matka Steppenwolfa, która jest uwięziona w Mother Boxach, wyczuła strach Ziemian i wezwała go do siebie teraz. Steppenwolf chce, łącząc Mother Boxy, ożywić swoją matkę (dlatego mówi do nich „Matko”), by razem mogli pokonać Darkseida, którego jest niechętnym sługą. To z kolei wiadomo z opisu usuniętych scen. Film w ogóle nic z tego nie pokazuje i wszystko wydaje się być bez sensu – Steppenwolf już zdobył parę „nagród” za „najgorszego łotra w historii filmów superbohaterskich”.

Przed premierą sporo martwiłem się, czy ścieżka dźwiękowa „da radę”. Dla tych, którzy nie są zaznajomieni z tą historią – oryginalnie, zgodnie z zamierzeniem Snydera, muzykę skomponował holenderski DJ Junkie XL (Tom Holkenborg). Miała być utrzymana w duchu poprzednich części. Soundtrack MoS i BvS jest bardzo emocjonalny, pasujący do tonu tych filmów i kształtujący go jednocześnie. Jednak Junkie został, decyzją wytwórni, zastąpiony Dannym Elfmanem. Fanom komiksowych filmów Elfman jest znany głównie z muzyki do Batmana (1989) – przełomowego filmu Tima Burtona. Jego Batman Theme jest słynny i rozpoznawalny.

Zatrudnienie Elfmana to „skok na nostalgię”. Komponując muzykę do Ligi Sprawiedliwości, umieścił w niej nie tylko swój Batman Theme, ale także równie słynny Superman Theme Johna Williamsa. Zgodnie z rozumowaniem szefów Warner Bros., samo nazwisko Elfmana powinno także przyciągnąć fanów np. Tima Burtona.
Mimo tej całej skandalicznej sytuacji, Elfman „dał radę”. Jego muzyka nie raziła mnie i, o ile do wytworów duetu Zimmer-Junkie XL wiele jej brakuje, to była poprawna. Obawiam się jednak, że po prostu na tle pozostałych, o wiele większych wad tego filmu, podświadomie uznałem muzykę za „nie tak złą”. W każdym razie fajnie, że w statku kryptonian leciał kryptoński motyw z Man of Steel i że w drugiej scenie po napisach usłyszałem The Red Capes Are Coming z BvS.

Od premiery Avengers Marvela w 2012 wszyscy recenzenci zdają się zwracać uwagę na coś, co ich w ogóle wcześniej nie obchodziło, mianowicie na „dynamikę” drużyny i „chemię” między postaciami. Whedon i Disney wyedukował fanów i tzw. krytyków, że ta chemia i dynamika jest dobra, gdy postacie często się przekomarzają i rzucają do siebie uszczypliwe uwagi (najlepiej odnoszące się do poprzednich części cyklu lub komiksów). Dlatego element ten w JL jest chwalony. Rzeczywiście postacie gadają do siebie „śmiesznie”, co z pewnością zostało wprowadzone przez Whedona, a co jest co najmniej nienaturalne, szczególnie w przypadku Batmana. Oczywiście niektóre wymiany zdań są dobre, o czym piszę poniżej.

Różnica w dialogach między Man of Steel (reż. Zack Snyder, 2013) a Avengers (reż. Joss Whedon, 2012).

Film ma sześciu głównych bohaterów, więc omówię po kolei wszystkie postaci.
 
Barry Allen to Flash – najszybszy człowiek na świecie. W komiksach jest tak szybki, że potrafi biec szybciej niż światło, czyli cofać się w czasie. Tutaj jest jeszcze młody (podobnie jak Lexa Luthora, odmłodzono go w porównaniu z komiksami) i dopiero odkrywa swoje moce. Inaczej niż w przypadku pozostałych bohaterów filmu, jego motywacja jest zrozumiała – dołącza do Ligi by w końcu mieć przyjaciół. Nie jest jednak ukazana groza, jaką musiał przeżywać podczas walki na śmierć i życie z demonami z innej planety. Ponadto jego postać jest tzw. „comic relief”, elementem komediowym. W oryginalnej wersji Snydera zdarzało mu się wypowiadać dziwacznie, zupełnie jak nieprzystosowanemu społecznie geekowi. Whedon zrobił z niego „śmieszka”. Jest niczym Rocket ze Strażników Galaktyki. Jest przez to irytujący i całkowicie pozbawiony głębi. Ponadto w filmie brakuje odwołania do jego podróży w czasie w Batman v Superman i wiadomości, którą przekazał Bruce’owi, co bardzo poważnie narusza ciągłość.
Gra go Ezra Miller, 25-letni chłopaczek znany głównie z psychologicznego thrillera Musimy porozmawiać o Kevinie (2011).
Barry Allen (Flash).

Aquaman (Arthur Curry) – w pierwszym trailerze z lipca 2016 (!) był groźny, poważny, niechętny, by współpracować. Obecnie zgadza się szybko i cwaniakuje. Jego motywacja i zachowanie są niezrozumiałe. Ale – znowu! – nie dla mnie. Ja, przed filmem, czytałem wypowiedzi wcielającego się w niego aktora. Z nich oraz z usuniętych scen, wynika dlaczego Aquaman udaje takiego cwaniaka. Ale nie z filmu. Jest więc denerwującym (kolejnym) „śmieszkiem”.
Dodatkowo: szeroko zapowiadana postać jego żony/wybranki/koleżanki (niejasne) Mery ma dosłownie 15 sekund czasu ekranowego… a jej dialog z Aquamanem jest niezrozumiały, to jakiś bełkot bez kontekstu. Usunięto też scenę ich rozmowy na Islandii (to ciekawe, że ciągnęli Amber Heard aż na Islandię, by potem tego nie wykorzystać). Zrujnowana postać i zmarnowany wątek Atlantydy.
Gra go Jason Momoa, nie najwybitniejszy (ale posiadający potencjał) aktor znany głównie z drugo-trzecioplanowej roli w Grze o Tron, po której zaczął być obsadzany w rolach barbarzyńców, dzikusów (Conan Barbarzyńca z 2011). 
Aquaman i Mera (wg wizji Snydera).

Cyborg – najbardziej po łebkach potraktowana postać. Najwięcej ujawnionych usuniętych scen jest właśnie z jego udziałem. One nadają mu głębi, wyjaśniają historię. Pozwalają zrozumieć m. in. dlaczego nazywa ojca potworem skoro wydaje się, że kompletnie nie ma powodu żeby tak mówić? Dlaczego tak dziwnie zareagował na ożywienie Supermana? Dlaczego jest w stanie się połączyć z Mother Boxami? Podobnie jak w przypadku poprzednich postaci, nie wiadomo tego i trzeba się wgłębić w usunięte sceny oraz komiksy o nim, żeby się tego dowiedzieć.
Ray Fisher to solidny aktor (to jego pierwsza rola w filmie!) ale nie miał okazji zabłysnąć.
Usunięta scena z Cyborgiem.
 
Batman – najpopularniejszy i najbardziej uwielbiany superbohater DC. Tutaj… mógłby być ok. Fajnie, że zbiera drużynę, gra rolę organizatora. Największym problemem jest jego… wygląd (o tym poniżej) oraz… znowu… błaznowanie, „śmieszkowanie”. Nie byłoby nic złego, gdyby Bruce, jako człowiek inteligentny, czasami rzucił uszczypliwą sarkastyczną uwagą. ALE NIE BEZ PRZERWY! Bruce rzuca żartem (tzw. quipem właśnie w stylu Marvela, a nawet jeszcze gorszym) zaraz po tym, jak Superman prawie go zabił. Scena pełna grozy i napięcia została ZRUJNOWANA. Przypomina to „śmieszną małpę” z najnowszej Planety Małp, która robiła śmieszne rzeczy zaraz po scenach dziejących się w obozie koncentracyjnym. Nie mówiąc już „hehe gadasz z rybami? XD” rozmowie z Aquamanem oraz rzuconymi zupełnie bez kontekstu uwagami o globalnym ociepleniu.
Jest ewidentne, WIĘKSZOŚĆ scen z Batmanem została nakręcona przez Whedona, nie Snydera. Nie jest to tylko moje, wynikające z czepialstwa i „fanbojstwa” zdanie. Widać to bardzo wyraźnie po wyglądzie Bena Afflecka – w „dokrętkach” ma inną fryzurę (!) i jest gruby. W ogóle nie sprawia wrażenia, jakby był w stanie w jakikolwiek sposób pracować, a swoje kwestie wypowiada, jakby „miał wyjebane”. Nie dziwię mu się, bo jego, napisane przez Whedona, kwestie są żałosne.

Ben Affleck będący w stanie niepozwalającym na jakąkolwiek pracę.
 
Wonder Woman – wbrew temu, co się spodziewałem po jej solowym filmie z maja 2017, jest w porządku. Jest dojrzałą, wrażliwą kobietą, bliską temu, jaka jest w komiksach. Nie wiem, czy Snyder wybrał Gal Gadot do tej roli – wątpię. Ale poprowadził ją świetnie. Rólka w BvS była wstępem do tego, co Snyder planował dla tej postaci. W JL została pogłębiona. Zachowuje się mądrze i nie rzuca żartami. Jej dialog z Brucem (wymiana pretensji) jest wiarygodny i pogłębia obie postacie. Wadą niestety jest to, że Gal Gadot to niezbyt dobra aktorka. Tak szczerze mówiąc, to to w ogóle nie jest aktorka, tylko modelka, a w Hollywoodzie znalazła się z przyczyn niejasnych. Przez to jej wypowiedzi (dobre) mimo wszystko oglądałem ze zgrzytem zębów.
Muszę jeszcze dodać, że sceny Whedona uprzedmiatawiają ją – Flash ląduje twarzą na jej cyckach, ujęcia prosto na jej uda/tyłek, gadka Aquamana o tym, jaka jest (rzekomo) piękna.
Co ciekawe, większość tzw. krytyków właśnie wychwala Gadot, mówiąc, że ratuje ona film. Nie jestem w stanie pojąć tego powszechnego oderwania od rzeczywistości.
Gal Gadot w roli Wonder Woman ze swoją sztandarową miną "patrzcie na mnie, jestem aktorką".
                                                                                    
Superman jest mocno niejasny, dziwny. Po pierwsze, jego twarz wygląda sztucznie, nienaturalnie, nienormalnie. Pokazuje to, że cyfrowe usuwanie zarostu jednak nie zdaje egzaminu. Jest to niepokojące także z innego względu. Otóż jego twarz tak wygląda w niemal WSZYSTKICH scenach z nim a już na pewno we wszystkich, gdzie coś mówi. Oznacza to, że z oryginalnego, snyderowskiego Supermana nie zostało NIC. Superman z JL jest całkowicie wymysłem góry/Whedona. Ponownie występuje sytuacja,  gdzie osoba zaznajomiona z usuniętymi scenami i doniesieniami z planu wie jaki był plan Snydera i Terrio dla Supermana w tym filmie. Natomiast ktoś bez tej wiedzy ma następujące wątpliwości (uwaga, teraz nastąpią długie rozkminy fabularne):

- idiotyczny plan wskrzeszenia go, w ogóle nie uzasadniony (drużyna nawet nie spróbowała pokonać Steppenwolfa, nie wiedzą jeszcze, czy Superman jest im potrzebny)
- sam fakt wskrzeszenia go motherboxem to niespójność z zakończeniem BvS, gdzie pokazane jest, że Superman się regeneruje
- nie wiadomo dlaczego skanuje Ligę rentgenowskim wzrokiem i dlaczego Cyborg przypadkowo (?) do niego strzela
- nie wiadomo dlaczego atakuję Ligę, czemu jest zły
- nie wiadomo dlaczego po zobaczeniu Lois OD RAZU w parę godzin zrobił się dobry
- nie wiadomo dlaczego nagle rzuca słabymi żartami („co, nie pachnąłem ładnie wcześniej? XD”)
- dziwi, że pokonuje Steppenwolfa dosłownie w pół minuty, przez co cała reszta Ligi jest bezużyteczna (i główne hasło promocyjne filmu „You can’t save the world alone” traci sens)
- nie wiadomo, dlaczego nagle zdobył moc superszybkości, taką, jaką ma Flash

Natomiast miało to być tak:

- Bruce chce wskrzesić Supermana nie tylko dlatego, że ma poczucie winy po jego śmierci. Przede wszystkim dlatego, że w swoim koszmarze z BvS widział świat, w którym Steppenwolf wygrał i sam ożywił Supermana mother boxami. Superman z wypranym mózgiem stał się sojusznikiem Steppenwolfa a Ziemia pogrążyła się w terrorze. Bruce chciał uprzedzić Steppenwolfa i ożywić Supermana ZANIM to się stanie. Wiedział, że by przywrócić rozum Supermanowi, potrzebna jest Lois Lane. Wiedział to od Flasha, który w BvS przybył do niego z przyszłości i dał mu wskazówki.
- Bruce wiedział, że jeśli go nie ożywią, to Superman być może sam z siebie ożyje - wiedział, że zaczął się regenerować. Obudzony i pozostawiony samemu sobie Clark mógłby być łatwym łupem dla magii i technologii Steppenwolfa.
- Superman po obudzeniu się był w takim stanie, w jakim był w dzieciństwie – czyli krótko po swoich pierwszych urodzinach. Teraz, po drugich narodzinach, przeżywa to samo – nie potrafi kontrolować swojej mocy, widzi i słyszy wszystko. Czuje ból, przeżywa udrękę. Dopiero jego matka (wezwana na farmę) wypowiada do niego bardzo emocjonujące słowa, te same, którymi go uspokajała w filmie Man of Steel. To piękne nawiązanie do historii cyklu i przepełnione uczuciami sceny.
- Clark skanuję Ligę rentgenowskim wzrokiem, bo nie potrafi inaczej. Narodził się po raz drugi i znowu nie kontroluje swych mocy. Cyborg funkcjonuje dzięki pozaziemskiej technologii, pochodzącej z planety Apokolips. Jej mieszkańcy w przeszłości walczyli z Kryptończykami. Dlatego technologia Cyborga automatycznie zaatakowała Supermana, Cyborg tego nie kontrolował.
- Superman rzuca żartami nie dlatego, że pobyt w trumnie go tak zmienił, ale dlatego, że Joss Whedon i szefostwo Warner Bros. tak postanowili.
- Superman nagle ma moc szybkości, bo Flash przekazał mu ją, ładując mother box. Nie naładował go elektrycznością, ale Siłą Szybkości.


Mógłbym tak pisać więcej ale mam wrażenie, że ta recenzja już jest trochę zbyt skomplikowana. Ten film naprawdę miał mieć sens, mógł przepięknie łączyć poprzednie części z szerzej pojętym uniwersum DC i jego mitologią. Z goryczą piszę o tym wszystkim i szczerze mówiąc na jakiś czas mam dość DC i WB.

Mimo to nie skończyłem jeszcze pisać. Jest jeszcze parę elementów, które chcę omówić, bo fabuła to nie wszystko. Liczą się także wizualia oraz przedstawienie akcji jako takiej. I w tej dziedzinie występuje zasada: Snyder – good, Whedon – bad. Bardzo wyraźnie widać, które sceny są czyje.

Wybitne, emocjonujące są sceny z Amazonkami i  początek – montaż pokazujący świat po śmierci Supermana. Pokazuje, jak ludzie są gorsi bez Supermana. Świetna muza, świetne slo-mo. Snyder at his best. Scena po napisach (ang. stinger) z udziałem Lexa Luthora i Deathstroke’a też jest świetna. Także: Barry biegnący dookoła szybu podający miecz Dianie (scena ta jest jasnym nawiązaniem do obrazu Michała Anioła Stworzenie Adama).
Sceny w filmie jasno i wyraźnie nawiązujące do dzieł sztuki.
 Ale te sceny zostały ZRUJNOWANE. Zaraz po tym, jak Flash podaje miecz Dianie, zaraz po tej bardzo silnie nacechowanej emocjonalnie scenie, przedstawionej w wysmakowanym wizualnie snyderowskim stylu (ze slow-motion), Flash się wyjebał. Tak jest. Nie „potknął”, nie „przewrócił”, ale „hehe, wyjebał się xD”. Rozumiecie o co mi chodzi. Uderzył w schody i się o nie wyjebał, co jest oczywiście „bardzo śmieszne”. W ten sposób spójny film został ZNISZCZONY. Whedon i jego nadzorcy z Warner Bros. dokonali profanacji, zhańbili wspaniałe dzieło. Obrazili miliony fanów Snydera i fanów DC, a przede wszystkim wszystkich wrażliwych i myślących ludzi. Zrobili oglądadełko dla fanów filmów Marvela, a nawet gorsze od nich.

Dokrętki jeszcze bardziej rozwaliły ten film na kawałki. W kręconych przez Whedona scenach Superman ma dziwną twarz (pisałem o tym w poprzednim artykule), a Affleck jest gruby, spuchnięty i ma inną fryzurę. Wiele scen jest dziwnie czerwonych.

Sceny w wielu filmach różnie wyglądają na różnych etapach produkcji, jednak w Lidze Sprawiedliwości zmieniony został cały artystyczny zamysł.

Obejrzałem JL w kinie 2 razy. Po pierwszym miałem ogólnie pozytywne wrażenie, ale chwilę potem, jak przypomniałem sobie sceny z trailerów, których nie było w filmie, poczułem niepokój. 2-3 dni później wyciekły usunięte sceny a pracownicy WB szczegółowo opisali, co jeszcze zostało z filmu wyrzucone. Wtedy zacząłem czuć niezgodę na to i bardzo silne pretensje do Whedona, Tsujihary, Johhnsa i mu podobnych. Czuję też smutek, że tzw. krytycy zwalają winę za wszystko na Snydera. On najprawdopodobniej osiągnął już spokój ducha. Nie widział gotowej wersji filmu i w ogóle go DC już nie obchodzi. Najprawdopodobniej w przyszłości będzie robił skromniejsze, niskobudżetowe filmy. Niech i tak będzie i niech Snyder i jego żona Deborah (producentka) osiągną spokój i szczęście.
Zdjęcie z planu - reżyser Zack Snyder z Joe Manganiello grającym Deathstroke'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz