niedziela, 19 listopada 2017

Wstęp do recenzji Ligi Sprawiedliwości: krótka historia Filmów DC (DCEU)



Przed właściwą recenzją postaram się w skrócie przybliżyć historię serii i kłopotliwej produkcji filmu. 

Fani i tak to wszystko wiedzą, ale nie chcę, by nie-fani poczuli się zagubieni. To ważne, żeby zrozumieć, co się stało. W niniejszym i kolejnym długim tekście używam też skrótowców, które rozwijam poniżej.

Postanowiłem nie wnikać w historię wcześniejszych filmów bazowanych na DC Comics ani innych superbohaterskich, bo jest tego po prostu za dużo. To, co być może warto sobie przypomnieć, to „dwulogia” Superman Richarda Donnera (1978-1980), dwa Batmany Tima Burtona (1989-1992) i „Trylogia Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana (2006-2012).

Obsada Ligi Sprawiedliwości z reżyserem Zackiem Snyderem (trzeci od lewej)


 Liga Sprawiedliwości (ang. Justice League, JL) to najnowszy film z uniwersum DC Films (potocznie zwanego DC Extended Universe, DCEU). Jest to piąta odsłona tej serii. Pierwszym był Człowiek ze Stali (Man of Steel, MoS, 2013). Następnym  Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości (BvS, 2016). Kolejnymi: Suicide Squad (SS, 2016) i Wonder Woman (WW) z tego roku.
                                               
MoS i BvS to dzieła Zacka Snydera – mojego ulubionego reżysera. Uważam go za wizjonera, prawdziwego artystę, jednego z niewielu w Hollywoodzie. To on, wraz ze współscenarzystami Davidem Goyerem i Chrisem Terrio, stworzył podstawy pod uniwersum. Nadał mu ton i wytworzył specyficzny klimat, łączący pozornie niepoważną tematykę (superbohaterowie) z bardzo głębokimi tematami i nawiązaniami do sztuki, historii, religii. Dzieła te są bardzo odmienne od konkurencyjnych wytworów Kinowego Uniwersum Marvela (MCU).

Plakaty wszystkich trzech części trylogii Snydera

Liga Sprawiedliwości jest ostatnią częścią tej trylogii. Miała wieńczyć historię Supermana próbującego odnaleźć swoje miejsce na Ziemi, nie tylko wśród ludzi, ale także podobnych mu nadistot: Amazonek, Atlantydów i innych bohaterów: Batmana, Cyborga i Flasha. Snyder pieczołowicie zaplanował przemianę bohaterów (tzw. bohaterowie dynamiczni): przede wszystkim Supermana, ale też Batmana i Wonder Woman.

Jest to trylogia dla mnie ważna. MoS i BvS są nie tylko wspaniałe pod względem wizualnym, dźwiękowym, nastroju i akcji, ale także przekazują coś więcej. To filmy, które zyskują po każdym kolejnym obejrzeniu. W przeciwieństwie do konkurencyjnych filmów MCU, postacie u Snydera mają wartości, pokazują uczucia, a grają ich nie trzeciorzędne serialowe aktorzyny, ale prawdziwi Aktorzy (wspaniałe role Henry’ego Cavilla, Michaela Shannona, Amy Adams i innych).

Wytwórnia (Warner Bros.) do tej pory znana była z tego, że raczej dawała twórcom swobodę artystyczną. W przeciwieństwie do Disneya, którego filmy (Marvel, najnowsze Star Wars) są „odmierzone od linijki”, Warner Bros. była „creator-driven”. Natomiast po premierze BvS jej szefowie (marzec 2016) zaczęli wariować. Już tłumaczę dlaczego. BvS, wielkie dzieło, zostało „zjechane” przez tzw. krytyków. Krytycy byli przyzwyczajeni do filmów Marvela, które są niepoważnymi komediami (postacie co chwile rzucają uszczypliwymi uwagami, sarkastycznymi żartami zwanymi po angielsku quips) służącymi wyłącznie eskapizmowi, zostali mentalnie odrzuceni od filmu, który jest poważny, jest właściwie dramatem, w ogóle nie jest śmieszny, a przede wszystkim jest inny od tego, do czego są przyzwyczajeni. Ponadto nie podobało im się, że BvS pokazywał, jak media potrafią z czystej nienawiści i dla złośliwej satysfakcji zniszczyć kogoś, naszczuć jedną dobrą osobę na inną i zmusić ich do szaleńczej walki. (W filmie Lex Luthor, potentat gospodarczy, manipuluje mediami, by one naszczuły Batmana i Supermana na siebie). Innymi słowy, dziennikarze zobaczyli w tym filmie siebie i nie spodobało im się to, co widzą. Nikt nie lubi, gdy się mu wytyka jego wady. Dlatego dziennikarze medialni, tzw. krytycy filmowi, zniszczyli ten film. Jedynie 27% jego recenzji było pozytywnych, a jego średnia ocena to 4,9/10. Kolejne zastępy osób publicznych zaczęły wylewać najgorsze pomyje na Zacka Snydera i jego magnum opus. Szkalowanie BvS i jego reżysera stało się modne. Film – tylko i wyłącznie dlatego, że tak wypadało! – dostał nawet dwie Złote Maliny. Jednak to wszystko nie umniejszyło artystycznej Siły tego arcydzieła. Zgodnie ze słowami Marthy Kent z tegoż filmu: „Ludzie nienawidzą tego, czego nie rozumieją”.


Kolejny film DCEU, Suicide Squad, był w tym czasie już nakręcony. Został napisany i wyreżyserowany przez David Ayera. Na szczególną uwagę zasługiwała wtedy postać Jokera – wcielił się w nią Jared Leto, aktor znany z bardzo dużego zaangażowania w grane postaci, stosujący tzw. method acting. Joker w tej odsłonie mocno się różnił od Jokera granego przez Jacka Nicholsona (Batman, 1989) czy Heatha Ledgera (Mroczny Rycerz, 2008), był wyjątkowy.

Wytwórnia jednak spanikowała, gdy tzw. widownia testowa uznała, że film jest słaby, bo za mroczny i za mało śmieszny. Wszakże to te same zarzuty, które stawiano przed BvS! Zarządzono więc wycięcie wielu scen i dokręcenie nowych, w których postaci żartują. Także materiały marketingowe stały się bardziej kolorowe – patrz obrazek. Ostateczny efekt był niezadowalający. Wycięto z niego prawie wszystkie sceny z Jokerem, przez co stał się tam w ogóle niepotrzebny. W takiej postaci jak tam był, to lepiej, żeby w ogóle go nie było. Jared Leto też był rozgoryczony efektem i nie wiadomo, czy zobaczymy go jeszcze w roli Jokera. Mimo krytycznej porażki, film odniósł komercyjny sukces, dostał Oscara (!) za charakteryzację, a Harley Quinn zainspirowała tysiące cosplayerek.

Ewolucja loga SS - od ponurego do wesołkowatego.

Wonder Woman (maj 2017) była już zrobiona pod publiczkę. O ile dzieli ona pewne charakterystyczne cechy z uniwersum Snydera (sceny na Themyscirze, zarys fabuły), to jest filmem nieodróżnialnym od „flicków” Marvela. Niepowaga, stereotypy, słaba fabuła, słabe aktorstwo i żenujące dialogi. Uważam, że ten film zasługuje na większą recenzję i kiedyś ją napiszę. Na razie pomijam go milczeniem, przypominając jedynie, że został świetnie odebrany przez krytyków i zarobił najwięcej ze wszystkich filmów DC (to gorzka ironia). Kiedyś pokuszę się o analizę, dlaczego tak się stało.

Warner Bros. musiało odczuwać sprzeczne uczucia w stosunku do powstającej właśnie Ligi Sprawiedliwości. Wiedzieli, że wtrącanie się do procesu twórczego (ang. executive meddling) szkodzi filmowi. Ale z drugiej strony widzieli, że największy sukces odniosła Wonder Woman, film będący przeciwieństwem dzieł Snydera. Na pewno mieli ochotę nagrzebać w JL jak najwięcej, ale głupio im było tak po prostu wyrzucić Snydera i jego sceny. Nieznane są mi wyniki narad menedżerów w salach konferencyjnych. Wiem tylko, że gdy Snyder (po nakręceniu filmu, już na etapie postprodukcji) został zmuszony do odejścia przez tragedię rodzinną (jego córka popełniła samobójstwo), wytwórnia postanowiła bezlitośnie wykorzystać tę okazję, by wziąć sprawy we własne ręce. Wyrzucono kompozytora, zatrudniono nowego, „pod publiczkę”. Na stołku reżysera posadzono Jossa Whedona, całkowite przeciwieństwo Snydera. Whedon jest jednym z twórców Marvel Cinematic Universe, autorem niezliczonych „quipów”, scenarzystą i reżyserem Avengers z 2012.

Zack Snyder i Joss Whedon.

Whedon wykazał się skromnością. Nie domagał się, by umieścić go w napisach końcowych (ang. billing) jako współreżysera. Podkreślał, że jego rola jest czysto techniczna i będzie tylko nadzorował końcowe etapy produkcji. Nie wiem, czy katastrofa, jaka nastąpiła, jest bardziej winą jego, czy menedżerów z Warner Bros., których decyzje on posłusznie wykonywał.

Zarządzono bardzo kosztowne (50 mln dolarów!) dokrętki parę miesięcy po zakończeniu kręcenia. Normalnie, aktorzy po zakończeniu zdjęć rezerwują sobie miesiąc-półtora na ewentualne dokrętki. Tutaj, kazano aktorom przybyć na plan kilka miesięcy później, gdy kręcili oni już swoje kolejne filmy. Gal Gadot w ogóle nie mogła przybyć i wklejono ją do scen komputerowo. Ben Affleck był w stanie nienadającym się do jakiejkolwiek pracy (był/jest czynnie uzależniony od alkoholu). Natomiast Henry Cavill miał wąsy, których nie mógł zgolić (taki wiązał go kontrakt z producentem Mission Impossible 6, w którym wtedy grał). Więc Warner Bros. musiało w 3 miesiące (!) usunąć cyfrowo zarost z twarzy Supermana, co wyszło źle. Jego twarz przypomina bardziej Bizarro niż Supermana. Co więcej, wygląda tak w większości scen, co pokazuje, jak dużo oryginalnego materiału zostało usunięte i zastąpione nowym, autorstwa Whedona.

Nienaturalnie wyglądająca twarz Cavilla

Mógłbym długo pisać o tym, jak film POWINIEN wyglądać według zamysłu Snydera, a jak WYGLĄDA. Wiadomo to ze zwiastunów oraz usuniętych scen, które wyciekły, a poza tym bardzo wyraźnie widać, które sceny są Snydera, a które Whedona. Fani już teraz dokonują bardzo szczegółowych analiz i powoli rozkręca się afera.

Jednak w nadchodzącej recenzji postaram się w miarę bez uprzedzeń opisać jaki film jest w tym momencie; jaki jest końcowy produkt. Uwaga, nie będę unikał spoilerów! (chociaż w sumie nie ma czego spojlerować).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz